Cóż to były za emocje! Podczas meczu padło aż sześć bramek, jednak tylko dwie na konto Chelsea. Pomimo zaciętej walki to Arsenal zszedł z boiska z trzema punktami, dzięki którym coraz bardziej zbliża się do Chelsea w zestawieniu Premier League.
Emocjonujące derby Londynu
Choć Chelsea nie jest na razie na pozycji zagrożonej jeśli chodzi o degradację z Premier League, jest na coraz lepszej drodze to bycia na zagrożonej pozycji w pierwszej trójce czy czwórce. Forma The Blues nie prezentuje się ostatnio najlepiej, a przeciwnicy z chęcią wykorzystują każdy błąd. Niestety nie muszą szukać ich zbyt intensywnie, bo czasem aż ciężko patrzeć na głupie pomyłki piłkarzy Chelsea.
Weźmy chociażby dość szybką pomyłkę Andreasa Christensena. Jego niedokładne podanie skończyło się na golu zdobytym przez Eddiego Nketiahę. Zawodnik ten oprócz zdobycia pierwszej bramki w 13. minucie, poprawił później swój wynik jeszcze w 57. zdobywając kolejnego gola na konto Arsenalu.
Jedynym plusem otwarcia wyniku przez Nketiahę była motywacja jaką dał on Timowi Wernerowi. Wcześniej męczył się okrutnie z trafieniem do bramki kanonierów, jednak w 17. minucie zdołał wyrównać wynik.
Bramka za bramkę
Jednak kibice nie mieli długo okazji cieszyć się z wyrównania wyniku. Dziesięć minut później Emile Smith Rowe ponownie wyprowadził Arsenal na prowadzenie, tym razem z wynikiem 2:1. Idąc metodą bramka za bramkę, kolejny gol Niebieskich padł już w 32. minucie. César Azpilicueta zdołał dość szybko doprowadzić do remisu 2:2 jeszcze przed zakończeniem pierwszej połowy.
I na tym skończyła się walka na wyrównanie wyniku. Po wznowieniu gry Eddie Nketiah nie czekał długo na okazję aby wyprowadzić Kanonierów na prowadzenie. W 57. minucie wynik wynosił już 3:2, i ponownie poniósł się o jedno oczko w 2 minucie doliczonego czasu. Bukato Saka bezbłędnie wykorzystał podyktowany Arsenałowi rzut karny, kończąc spotkanie 4:2.