To już drugi w tym roku finał, w którym Chelsea spotyka się z Liverpoolem. Także po raz drugi o wyniku spotkania zadecydowały rzuty karne. Niestety w obu przypadkach Chelsea ustąpiła miejsca Liverpoolowi.
Pechowe finały
W lutym tego roku podczas finału Leauge Cup zawodnicy Liverpoolu i Chelsea wybiegali 120 minut, nie mogąc ustalić wyniku podczas rozgrywki. Rywalizacja na murawie była tak zacięta, że nawet konkurs rzutów karnych przez długi czas nie pozwalał na rozstrzygnięcie wyniku. Do rzutów podeszli już nawet bramkarze, co dla Chelsea okazało się niestety zgubne. Po nieudanym strzale Kępy Arrizabalagi, Liverpool wygrał 11:10.
Tym razem nie potrzeba było aż tylu strzałów, seria karnych zakończyła się bowiem wynikiem 6:5. Do 4:4 obie drużyny szły łeb w łeb, gdy Edouard Mendy obronił strzał Sadio Manę, wydawać się mogło że Chelsea jest na dobrej drodze wo zwycięstwa. Niestety w siódmej serii strzałów Mason Mount strzelił bramkę, którą bez problemu obronił bramkarz Liverpoolu, Alisson. O wyniku zadecydował chwilę później, nie pojawiający się zbyt często na murawie obrońca The Reds. Konstantinos Tsimikas oddał pewnie strzał prosto na bramkę, Mendy niestety źle przewidział zamiary Greka i ruszył w drugą stronę.
Kolejna przegrana
To trzeci finał Pucharu Anglii, który Chelsea przegrała z rzędu. Rok temu zostali pokonali przez Leicester City 1:0, a jeszcze rok wcześniej to Arsenal wygrał 2:1. Liverpool po raz 150. sięgnął po to trofeum, jednak po raz pierwszy po dość długiej przerwie. Ostatni raz wygrali bowiem w 2006 roku.
Nawet gdyby nie doszło do konkursu rzutów karnych, prawdopodobnie wygrałby Liverpool. To oni byli zdecydowanie bliżej strzelenia bramki, szczególnie po akcjach Luisa Diaza oraz Andyego Robertsona.